Newsy

SEG: Przy niskich stopach procentowych spółkom nie opłaca się emitować akcji

2015-11-09  |  08:00
Mówi:dr Mirosław Kachniewski
Funkcja:prezes zarządu
Firma:Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych
  • MP4
  • Niskie stopy procentowe skłaniają spółki raczej do emisji obligacji niż nowych akcji. Część z nich w ogóle nie szuka nowego kapitału, bo ma potrzebne pieniądze. Nieatrakcyjne oprocentowanie lokat mogłoby wpłynąć na wzrost zainteresowania inwestorów giełdą, ale brakuje impulsu popytowego, który dałby początek zakupom i za którym podążyliby kolejni gracze.

     Rynek akcji nie wygląda zbyt różowo – podkreśla w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Inwestor dr Mirosław Kachniewski, prezes zarządu Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych. –  W tej chwili mamy do czynienia z sytuacją, w której przy tak niskich stopach procentowych, jakie są, bardzo trudno jest znaleźć matematyczne uzasadnienie dla emisji akcji. Dlatego spółki raczej kierują się w kierunku obligacji i na tym rynku widziałbym w szczególności duży potencjał wzrostu.

    Oszczędności Polaków są coraz większe i jeszcze w lutym wartość depozytów bankowych i innych zobowiązań banków wobec gospodarstw domowych przekroczyła 600 mld zł. We wrześniu sięgnęła już 624 mld zł. Bankowe oprocentowanie lokat jest jednak coraz niższe. W Polsce od lipca ubiegłego roku Rada Polityki Pieniężnej utrzymuje stopy procentowe NBP na rekordowo niskim poziomie. Nie brak też głosów o ewentualnych kolejnych obniżkach po ukonstytuowaniu się nowego składu RPP. W rezultacie banki oferują dla oszczędności niskie stawki, oscylujące wokół 2 proc. rocznie. To automatycznie zwiększa atrakcyjność obligacji korporacyjnych, nawet przy relatywnie niskich kuponach.

    – Ceny akcji powinny bardzo rosnąć, bo są niskie stopy procentowe, więc nie ma alternatywy, nie ma za bardzo w co innego zainwestować, spółki powinny generować bardzo wysokie stopy zwrotu, a zatem powinny rosnąć ich akcje – tłumaczy Kachniewski. – Problem jest taki, że nie ma popytu, który rozpocznie ten cały proces. Wiemy, że jak już kursy spółek zaczną rosnąć, to wtedy wszyscy przyjdą na rynek, tylko nie ma tego pierwszego, który by to zaczął.

    W ciągu roku WIG20 stracił ponad 15 proc., a WIG przeszło 6 proc. Inwestorów przed podjęciem ryzyka powstrzymywały nie tylko ogólnoświatowe trendy, jak pęknięcie bańki nieruchomościowej w Chinach, osłabienie chińskiej gospodarki czy niskie ceny surowców, lecz także czynniki lokalne, związane z wyborami i nowymi pomysłami podatkowymi.

    Co musi się zdarzyć, aby ten pierwszy impuls do wzrostu się pojawił, bardzo trudno jest stwierdzić mówi prezes zarządu Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych. – Czy to będzie popyt wewnętrzny, czy możemy liczyć na to, że inwestorzy indywidualni wreszcie przestawią się z nisko oprocentowanych lokat na akcje, czy to będą inwestorzy zagraniczni, którzy chętnie wróciliby na nasz rynek – bardzo trudno jest to stwierdzić.

    Dodatkowo same przedsiębiorstwa mają też zasób własnej gotówki, a ich oszczędności zgromadzone na depozytach w bankach wynoszą prawie 234 mld zł. Mogą więc finansować inwestycje i bieżącą działalność, nie zaciągając kolejnych zobowiązań.

    Musimy mieć świadomość tego, że dzisiaj jest sporo spółek, które tak naprawdę nie narzekają na brak kapitału – zwraca uwagę dr Mirosław Kachniewski, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych. Mają pieniądze i mogą wykorzystać to, co w tej chwili zgromadziły, bez konieczności sięgania do kieszeni inwestorów. Natomiast potencjalnie na pewno grube kilkadziesiąt miliardów złotych na rynku czeka, jeśli spółki tylko byłyby chętne, żeby z tego pieniądza skorzystać.

    Czytaj także